MaciekOWP
Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Radom
|
Wysłany: Pon 15:58, 09 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
wg mnie nie. I to od dawna juz nie.
Wspomniec chocby slowa Giertycha "ja bym Dmowskiego do LPR nie przyjal",mowienie ze nie jest kontynuatorem mysli Dmowskiego.
A obrona zwolennikow, jakoby musial tak mowic aby nie zostac zaatakowanym jest zalosna.
Czyli co - w zyciu mozna wyrzec sie matki, brata, Ojczyzny - aby nikt nie zostal "zaatakowany"?
Jak ktos ma wiare w swoje idealy, wzorce itd - potrafi je wybronic z ataku.
Narodowiec - nacjonalista potrafi wybronic sie od oskarzen, atakow.
Nigdy by nie wyrzekal sie swych idealow aby "wzbronic sie od ataku" Dziecinne tlumaczenie.
Nie chwalac sie - ja jednymz ogolnych for politycznych, jakis zagozaly milosnik lewicy oskarzyl mnie - jako ze jestem z ruchu narodowego - ze jestem faszystą - jak "my" wszyscy.
Przytoczylem zasady kto to jest faszysta - zalozenia faszystowskie i ruchu narodowego - jeszcze go osmieszylem az mnie musial przepraszac za to.
Wystarczy byc przekonanym, znac swoje idee i sie je obroni.
Ale wlasnie trzeba BYC narodowcem.
A jakim Giertych jest skoro sie wypiera - i nie potrafi jej obronic?
A gdzie honor aby sie nigdy nie wypierac tylko bronic?
Taki z Giertycha narodowiec jaki ze mnie fizyk atomowy.
I znow powiazane to z tym - Dmowski mowil wyraznie - jestesmy obozem nacjonalistow.
LPR i MW boi sie tego jak ognia.
Niby drobnostka - narodowiec - nacjonalista - zadna roznica.
A skoro zadna roznica - to narodowiec nie boi sie mowic nacjonalista bo potrafi to WYBRONIC.
Zamieszczam ponizej artykuł jaki pojawil sie w Awangardzie - gazetce OWP - jako przedruk z Ojczyzny:
Przez większość dziejów polityka była „interesem rodzinnym” – światem rządziły dynastie, w których zarówno władzę, jak i umiejętności przekazywano z ojca na syna (lub na córkę). Dopiero w XX wieku trochę uległo to zmianie, ale w demokracjach albo pseudodemokracjach łatwo dostrzec elementy polityki dynastyczne, by wymienić choćby ród Nehru i Gandhi w Indiach czy rodziny Kennedych oraz Bushów w USA. Na polskiej scenie politycznej największą karierę robi dynastia Giertychów.
Wszystko zaczęło się od Jędrzeja Giertycha (żyjącego w latach (1903-92), bodaj najzdolniejszego ucznia Romana Dmowskiego. Po śmierci tego ostatniego Giertych stał się czołowym ideologiem Stronnictwa Narodowego, zaś po II wojnie światowej – w której wyginęła większość endeckiej elity – przejął rolę „strażnika świętego ognia”, zwłaszcza że jego koledzy z londyńskiej emigracji bardzo szybko tracili orientację w nowej rzeczywistości ( czego najsmutniejszym dowodem było wmieszanie emigracyjnego SN w szpiegowską „aferę Bergu” na rzecz CIA). Przez kilka dziesięcioleci Jędrzej Giertych był więc człowiekiem – instytucją, który nie tylko kontynuował szkołę myślenia Dmowskiego, ale także publikował wiele książek, broszur oraz pismo „Opoka” (wszystko własnym kosztem, mając jednocześnie na utrzymaniu liczną rodzinę). Dlatego wszyscy wychowani po wojnie narodowcy są siłą rzeczy jego uczniami, bo przecież nie londyńskiej „Myśli Polskiej”, która żadnej busoli politycznej nie miała i na swoje łamy potrafiła zapraszać takich „narodowców” jak Aleksander Hall czy Tomasz Wołek.
Jak na tradycyjnego katolika przystało, Jędrzej Giertych miał wiele dzieci (dziewięcioro), z których część wybrała stan duchowny. Niektóre minęły się jednak z powołaniem: jeden z jego dwóch synów, Maciej Giertych, zamiast zostać pobożnym kaznodzieja, wybrał życie świeckie. Jako absolwent uniwersytetów w Oksfordzie i Toronto, w 1962 r. Wrócił do kraju i podjął pracę w Instytucie Dendrologii PAN w Kórniku pod Poznaniem ( dendrologia top nauka o drzewach i krzewach), by po latach dojść do tytułu profesora. W pracy naukowej Maciej zajął się genetyką populacyjną drzew leśnych, a także walką z dogmatyczno – darwinowską teoria ewolucji.
Niestety, syn Jędrzeja postanowił się również zająć aktywnością na styku religii i polityki. W ostatnich latach PRL (1986-89) był jednocześnie wiceprzewodniczącym Rady Prymasowskiej oraz członkiem Rady Konsultacyjnej przy gen. Wojciechu Jaruzelskim, zaś od 1989 r. Redagował miesięcznik „Słowo Narodowe” (wspólnie z Henrykiem Goryszewskim, który później znalazł się w ZChN). Doświadczenie publicystyczne prof. Giertych zdobywał wcześniej na łamach „Rycerza Niepokalanej”, gdzie pisał o problemach moralności.
W tym samym czasie grupa endeckich seniorów wraz z wychowankami z młodszych pokoleń reaktywowała działalność Stronnictwa Narodowego (jego pierwszym organem była właśnie „Ojczyzna”). Giertych znalazł się tam dopiero w 1991 r. Od razu obejmując funkcje przewodniczącego Rady Naczelnej. Było to przed wyborami parlamentarnymi, w których SN po raz pierwszy miało dostęp do telewizji. Młodsi działacze wykorzystali ta okazję, aby przed kamerami powiedzieć głośno: „Ani żydokomuna, ani żydosolidarność!” oraz lansować hasło: „Sowietów pożegnać, Niemców nie wpuścić, Żydom władzy nie oddać”, czego stateczny profesor wyraźnie się przestraszył i zamiast kontynuować ostry ton kampanii, zagłuszył je swymi nudnymi pogadankami. Efektem była całkowita porażka wyborcza, a następnie seria rozłamów w SN, gdyż prawie wszyscy aktywniejsi narodowcy mieli dość jałowych morałów Macieja Giertycha. Było mu to zresztą na rękę, ponieważ w Korniku dorastał już jego polityczny broiler, kolejny przedstawiciel rodu, od dziecka wychowywany na „wielkiego człowieka” – Roman Giertych. W 1989 r. , nie mając jeszcze 20 lat założył własną organizację, wykorzystując przedwojenną nazwę „Młodzież Wszechpolska” (MW), a kilka lat później został wiceprezesem SN. Przez szeregi MW przeszła większość młodych narodowców, na dłużej jednak zostali tylko ci bezgranicznie oddani młodemu Giertychowi, jak hunwejbini Mao Tse-tunga w chińskiej „rewolucji kulturalnej”. To dzięki nim wnuk Jędrzeja realizował swoje kolejne sojusze: w 1993 ze skrajnie liberalną UPR (hasłem wyborczym był wtedy „alkohol o połowę tańszy!”), w 1997 z postwałęsowskim Blokiem dla Polski, a później z dyrektorem Radia Maryja, ojcem Tadeuszem Rydzykiem (min. obsadzenie swoimi „wszechpolakami” redakcji „Naszego Dziennika”). Już jako jeden z bliskich doradców o. Rydzyka zgodził się na zjednoczenie SN z SND, czyli kanapą, która powstała w 1991 r. Po to, by z Londynu przejąć „Myśl Polską” i emigracyjne pieniądze ze sprzedaży siedziby przy Alma Terrace (ok. 300 tyś funtów). To zjednoczenie faktycznie stało się nowym sojuszem ambitnego Romana z nie mniej ambitnym prezesem SND Bogusławem Kowalskim (byłym rzecznikiem prasowym Lecha Wałęsy). Najpierw obaj lansowali kandydaturę gen. Tadeusza Wileckiego na prezydenta, co okazało się wielką klapa głownie ze względu na cechy osobiste kandydata, a następnie – w tajemnicy przed swoimi kolegami z SN – utworzyli partię Liga Polskich Rodzin (LPR) poprzez fikcyjna zmianę nazwy SND, którego, mimo zjednoczenia, wcale nie wyrejestrowali w ewidencji sądowej.
Wykorzystując rozpad AWS, Liga przyciągnęła na swoje listy wiele prawicowych grup i grupek, a we wrześniowych wyborach 2001 r. Odniosła zaskakujący sukces, zdobywając prawie 8% głosów i 38 miejsc w Sejmie. Kluczem do tego sukcesu było niewątpliwie poparcie Radia Maryja, ale także i niemałe pieniądze, jakimi LPR dysponowała podczas kampanii wyborczej. Istnieje domniemanie, że ważnym źródłem ich pochodzenia był Wielkopolski Bank Rolniczy, którym współrządził obecny poseł Witold Hatka z Bydgoszczy. To on w maju 2000 r. wprowadził tam do rady nadzorczej Romana Giertycha (wówczas już adwokata), zaś doradcą prawnym został inny mecenas Marek Kotlinowski, który rok później objawił się jako formalny prezes partii LPR, a obecnie szef parlamentarnego klubu Ligi. Prokuratura w Kaliszu wciąż bada okoliczności wyprowadzenia z tego banku ponad 2 ml zł, które zostały przelane na konta spółek Hatrol, Rolhat i Polskie Finanse (we władzach wszystkich trzech zasiadał także Giertych), a następnie ślad po nich zaginął. Kilka tygodni temu kaliska prokuratura ogłosiła wniosek o uchylenie immunitetu posła Hatki. Młody Giertych na razie w roli świadka. Aferę bankowa, w której poszkodowanych zostało parę tysięcy rolników, zaraz po wyborach nagłośniła "Gazeta Wyborcza”, ale potem nastąpiła nagła cisza. Nie doszło do emisji programu telewizyjnego na ten temat (chociaż był już przygotowany), a zamiast tego przez cały ostatni rok trwa nieustanne nagłaśnianie osoby Giertycha jako czołowego przeciwnika wejścia Polski do UE. Zaczęło się od jego zdjęcia na okładce „Polityki”, która została wykorzystana jako reklama tego żydowskiego tygodnika m. in. na przystankach autobusowych. Wnuk Jędrzeja stał się stałym bywalcem niedzielnych śniadań w Radiu Zet, prowadzonych przez Monikę Olejnik, a także wszelkich innych „Kropek nad i”, „Monitorów Wiadomości”, „Tygodników Politycznych Jedynki”. Koszerne tygodniki „Wprost” i „Polityka” ogłosiły rankingi, z których wynikało, ze 31-letni debiutant jest najzdolniejszym i najbardziej pracowitym posłem obecnego Sejmu. W tym czasie autorytarny charakter wodza MW dał o sobie znać także w klubie LPR, z którego odeszły już prawie wszystkie bardziej znane postacie: Antoni Macierewicz, Jan Łopuszański, Halina Nowina-Konopczyna, Gabriel Janowski. Cała władza skupiła się w rękach triumwiratu: młody Giertych, mecenas Kotlinowski i Zygmunt Wrzodak. Większość posłów LPR to już tylko dewotki (w rodzaju Anny Sobeckiej z Torunia) albo adiutanci, którzy mandaty zawdzięczają właśnie Romanowi (jak Andrzej Fedorowicz z Białegostoku i Robert Strąk ze Słupska). Zeszłoroczne wybory samorządowe wypromowały kolejne zastępy podwładnych Giertycha – radnych wojewódzkich, powiatowych, miejskich i gminnych. Duża ich część to żądni stołków aktywiści MW (np. 27-letni wicemarszałek województwa mazowieckiego Wojciech Wierzejski), ale pod szyldem LPR znalazło się miejsce dla prawicowych rozbitków z dawnej AWS (m. in. Jan Maria Jackowski z Warszawy, Jacek Kurski z Gdańska czy Stanisław Zając z Krosna). Widać, ze ambicja Romana jest kolejne zjednoczenie skompromitowanej prawiczki pod jego własnym przywództwem. Dla pobieżnych obserwatorów sceny politycznej błyskawiczna kariera młodego Giertycha może być zaskoczeniem. Wystarczy jednak uważniej posłuchać jego wypowiedzi, aby zrozumieć, że ktoś taki był i jest potrzebny tym, którzy rozdają karty w polskiej polityce (...)
Tomasz Piotrowski
Fragment przedruku z pisma „Ojczyzna” nr 4/2003
Post został pochwalony 0 razy
|
|