danfoss
Dołączył: 27 Sty 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Poznań i Bydgoszcz
|
Wysłany: Nie 0:07, 10 Sty 2010 Temat postu: Rewizjonizm historyczny śląskiego ruchu separatystycznego |
|
|
Artykuł prof. Krzysztofa Kawalca
Rewizjonizm historyczny w internetowej propagandzie śląskiego ruchu separatystycznego.
Wyniki przeprowadzonego w roku 2002 spisu powszechnego, podczas którego 173 tys. osób zadeklarowało narodowość śląską1, zwróciły uwagę opinii publicznej na poczynania środowisk zaangażowanych w propagowanie autonomii dzielnicy. Wcześniej, za sprawą słabych wyników wyborczych, ich działalność odnotowywana była na łamach mediów rzadko. Dostrzeżono jednak symptomy dokonującej się radykalizacji Ruchu Autonomii Śląska. I tak, po podjęciu próby przekształcenia się w Związek Ludności Narodowości Śląskiej (1997) i zmianie statutu, w obliczu odmowy rejestracji przez władze państwowe, ruch zdecydował się na szukanie poparcia na zewnątrz2. Niezależnie od złożenia skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu3, jego czołówka zacieśniła kontakty ze środowiskami tzw. "wypędzonych" na terenie Niemiec, a także podjęła próby dotarcia do przedstawicieli innych grup mniejszościowych w Europie4.
O większym zainteresowaniu mediów trudno mówić o tyle, że liczna tekstów poświęconych problemowi separatyzmu śląskiego jest w sumie wciąż niewielka. Informacje sprowadzają się do odnotowania statutowych celów ruchu oraz przeprowadzenia wywiadów z jego przywódcami, komentarze zaś są skąpe i ostrożne w poruszaniu kwestii kontrowersyjnych5. Ze znanych mi publikacji prasowych nie wynika, by ktoś zadał sobie trud wnikliwszego zapoznania się z enuncjacjami propagandowymi RAŚ. Studiowanie "Jaskółki Śląskiej" może się co prawda wydawać mało celowe w sytuacji, gdy pisma brakuje nawet w kluczowych bibliotekach miast uniwersyteckich6 - nikła dostępność oficjalnego organu ruchu w świadczy przecież o zasięgu jego rzeczywistego oddziaływania. Pozostaje wszakże internet - o wiele ważniejszy w propagandzie środowiska niż tradycyjne media. Widziany z perspektywy globalnej sieci, Ruch Autonomii Śląska przedstawia się o wiele poważniej. Jego strona domowa7 stanowi swego rodzaju bramę, prowadzącą do innych adresów internetowych8. Nie wszystkie spośród nich to adresy "śląskie", jest ich jednak sporo: wedle stanu z początku listopada 2003 r. ogółem okolo 26 pozycji, wśród których mieściły się zarówno na ogół ubogie tematycznie tzw strony prywatne, jak i większe witryny o cechach internetowych periodyków, jak "Echo Ślonskie" (www.echoslonska.com/0307/index.htm), Ślonsk (www.slonsk.de/), "Forum Silesia" (www.slonsk.de/forum/), Sigi W. (www.freesilesia.de/), Republika Silesia (www.republikasilesia.com/); "Śląskie Sprawy (www.slaskie-sprawy.de.vu/). Do tej samej grupy zaliczyć trzeba też poświęcone Śląskowi strony internetowe niemieckie. Poza tajemniczą Schlesienweb (www.schlesienweb.de/) nie ma kłopotu z dotarciem do ich zawartości. Zbieżnym, powtarzającym się elementem jest poparcie dla idei autonomii dzielnicy oraz krytyka poczynań władz państwowych. I ostatni element - agresywny ton i nagromadzenie jadu, wyróżniający strony śląskie spośród innych regionalnych. Jeśli przyjąć, że punktem odniesienia dla Śląska są Kaszuby - z racji równie powikłanych historycznych losów oraz kulturowej odrębności, zaznaczonej zresztą o wiele silniej - to porównanie internetowych enuncjacji wykaże o wiele więcej różnic, niż podobieństw. Jest to wyraĽne przede wszystkim w sposobie, jak opisuje się przeszłość dzielnicy. Odpowiednikiem nostalgicznych opowieści o minionych czasach jest rejestr upokorzeń i krzywd, doznawanych niby od wszystkich sąsiadów - w praktyce jednak głównie od Polaków. Powtarzającym się motywem jest sugestia, czytelna, chociaż nie zawsze wyrażana wprost, że na Śląsku zaczęło dziać się Ľle po przyłączeniu do państwa polskiego. Gdyby nie katastrofa I wojny światowej oraz krzywda Wersalu, Śląsk pozostałby kwitnącym obszarem, a jego mieszkańcy żyli w dobrobycie.
Trudno spekulować na temat skali separatystycznych nastrojów na terenie dzielnicy. Wyniki spisu powszechnego, jakkolwiek wywołały euforię w obrębie Ruchu Autonomii Śląska9, ujawniły jednak, że odsetek osób deklarujących narodowość śląską jest wielokrotnie niższy, niż wynikało ze wcześniejszych szacunków10. W województwie śląskim, gdzie zamieszkuje gros ludności deklarującej śląską przynależność narodową, nieznacznie jedynie przekroczył on 4%. Biorąc pod uwagę, że w zamieszkalym przez ponad 4 miliony osób województwie zaledwie 40,2 tys. zadeklarowało używanie w domu gwary śląskiej11, a także pamiętając o skali problemów społecznych wywołanych załamaniem ekonomiki opartej na wydobyciu węgla - można mieć wątpliwości, czy w kontestacji, wyrażonej deklarowaniem odrębnej narodowości śląskiej, wymiar narodowy rzeczywiście przeważa nad socjalnym. Nie przypadkiem też propaganda autonomistów śląskich stara się wykazać, że przynależność narodowa wynika z wyboru, a nie używanego w domu języka. Bardziej perfidnym instrumentem - wyzyskującym nadzieje rozbudzone staraniami o akcesję z unią europejską - jest wytwarzanie sugestii, że obecna podległość państwowa ma charakter tymczasowy. Obecny stan spraw publicznych: niska sprawność instytucji publicznych, brak poszanowania prawa, jakość klasy politycznej, liczne przykłady korupcji - ułatwiają krytykę poczynań państwa. W wielu aspektach krytyka ta jest zbieżna ze stanowiskiem, reprezentowanym w obrębie środowisk libertariańskich (w Polsce przede wszystkim UPR)12. Zasadniczą różnicę stanowi sugestia, że piętnowane ułomności ne mają charakteru ani przypadkowego, ani też przemijającego, lecz wynikają z podporządkowania Śląska obcemu organizmowi państwowemu - zorganizowanemu w dodatku przez społeczność o niższej kulturze.
Uczestnicząc w dyskusji panelowej zorganizowanej w 2001 r. rzecznik prasowy Ruchu Autonomii Śląska (obecnie jego lider), Jerzy Gorzelik, przypomniał obelżywą w tonie opinię o Polsce, autorstwa brytyjskiego premiera, Davida Lloyda George'a, wypowiedzianą w roku 1919. Następnie, narażając się na wrogość sali, uznał jej trafność, stwierdzając, że: "Małpa dostała zegarek i po latach okazało się, że go zepsuła"13. Podobne wypowiedzi14 wpisują się w logikę działań, obliczonych na pogłębianie poczucia odrębności. Jeśli uważa się, że związek Polski i Śląska kuleje nie w związku z obecnie przeżywaną transformacją systemową lub za sprawą postkomunistycznego dziedzictwa, ale nie miał szans od początku - a to za sprawą ułomności, właściwych całej społeczności polskiej: od skłonności do bałaganu zaczynając, a na niechęci do używania mydła kończąc - to trudno nie widzieć zgodności zastosowanej retoryki z działania na rzecz pogłębiania poczucia odrębności. Wytworzenie przekonanie, że jakaś społeczność jest ułomna w sposób naturalny toruje drogę odwracaniu się od niej i obudzone emocje mogą jedynie przyśpieszyć ten proces. Nie sprzyja natomiast gruntowaniu separatystychnych nastrojów nastrój harmonii i zgody.
Stąd też polemika z podobnie formułowanymi opiniami nie jest celowa. Są one zrozumiałe w kontekscie celów działania ruchu separatystycznego - zarówno deklarowanych, jak i tych, z którymi trzeba się liczyć w związku z budzonymi emocjami.
Uwaga ta odnosi się w pełni do argumentacji historycznej, odgrywającej w propagandzie środowiska rolę szczególną. Jej obecność jest zrozumiała w kontekscie podjętej przez ruch walki o symbole, a także w sposób logiczny wynika ona ze słabości innych wyznaczników odrębności zamieszkującej dzielnicę ludności. Własny język - gwara śląska - z różnych powodów jedynie w ograniczonym stopniu zdolny jest pełnić tę rolę. Abstrahując od tego, że społeczność posługująca się nim jest zbyt mala, kilkakrotnie mniejsza niż krąg deklarujący śląską przynależność narodową, jego przydatność jako środka komunikacji - nawet w obrębie ruchu - ogranicza rozmaitość propozycji co do reguł gramatyki i ortografii15. Stąd też relatywnie niewiele wypowiedzi traktuje problem kultywowania odrębności gwary śląskiej jako pierwszoplanowy16 i bardziej reprezentatywne wydają się opinie, które w ogóle odmawiają mu istotnego znaczenia17. Tych niedogodności pozbawiona jest argumentacja historyczna. Przede wszystkim łatwiej dowieść odrębności losów niż odrębności mowy. Nikła kultura historyczna, pogłębiana w najmłodszym pokoleniu przez ułomności edukacji szkolnej - gdzie pozycja historii ulega stałej degradacji - stwarza nader dogodne warunki dla krzewienia legend. Opowieść o dziejach jest bardziej strawna i zrozumiała niż uczone wywody o warunkach oraz istocie narodowej odrębności. Sugestywnie podane obrazy ucisku, krzywd, prześladowań i zbrodni, wreszczcie straconych szans cywilizacyjnych dzielnicy przemawiają do wyobraĽni, budując mur między barbarzyńskimi prześladowcami a ich ofiarami - ludnością pracowitą, kultywującą tradycyjne wartości religijne i moralne, nie tylko zubożałą, odsuniętą od bogactw ziemi, którą zamieszkuje, ale i pozbawioną wpływu, zmajoryzowaną przez napływ obcych oraz presję wynarodowionych współziomków.
Można znaleĽć tu wiele tez o wymowie wręcz szokującej, zupełnie porównywalnych z tymi, które kilka lat temu ściągnęły represje na pracownika opolskiego uniwersytetu, dra Dariusza Ratajczaka. Jeśli przyjąć, że granice obszarów tabu we współczesnej kulturze wyznacza m.in. stosunek do III Rzeszy i jej dziedzictwa, to w publicystyce oraz publicznych wystąpieniach współpracowników oraz aktywistów Ruchu Autonomii Śląska systematycznie dochodzi do ich naruszeń. Problemem natomiast, i to dużym, może być rejestrowanie i dokumentowanie poszczególnych przypadków, zarówno wobec agresywnej reakcji środowiska autonomistów śląskich na krytykę18 jak i - przede wszystkim - specyfiki internetu jako medium. Nie ulega wątpliwości, że informacja zamieszczona na regularnie odwiedzanej witrynie internetowej wywołuje podobne skutki społeczne, jak tekst w ideotwórczym periodyku, wydawanym na papierze. Zasadnicza jednak różnica polega na tym, że - inaczej niż zadrukowany papier - przestrzeń wirtualna nie zapewnia trwałego zachowania informacji. O ile w ponurej utopii George'a Orwella korekta niewygodnej informacji wymagała uruchomienia całej potęgi totalitarnego państwa: zniszczenia wszystkich starych gazet oraz książek o "zdezaktualizowanej" treści, potem zaś wydrukowanie ich "poprawionych" zamienników - to dla operatora witryny internetowej podobny zabieg sprowadza się do wydania kilku poleceń. W rezultacie nie jest i nie będzie możliwe dokumentowanie wywodu w taki sposób, jaki jest przyjęty w pracach naukowych. Źródło przywołane w przypisie może bowiem nie być dostępne pod wskazanym adresem już w momencie druku pracy; co gorsza w ogóle może przestać istnieć. Można się spodziewać, że prawdopodobieństwo, że tak właśnie się stanie, zwiększa się w przypadku treści o skrajnej wymowie, których kolportowanie mogłyby pociągnąć za sobą konsekwencje prawne dla operujących nimi środowisk19.
Bez względu na ograniczenia natury warsztatowej, wydaje się, że waga sygnalizowanej problematyki uzasadnia podjęcie próby jej przybliżenia. Analiza propagandy ruchu atonomicznego wydaje sie istotna także dlatego, że jest ona nie mniej ważna dla określenia tożsamości ruchu od jego oficjalnych deklaracji i programów. Pozwala nie tylko odpowiedzieć na pytanie, czym ruch ten jest dzisiaj, ale także daje możliwości wypowiadania się na temat tego, czego można się spodziewać, gdyby odniósł on sukces i uformował wokół siebie większe grono osób.
Sądząc z liczby publikacji, ekspertem ruchu w zakresie historii jest zamieszkały od lat kilkunastu w Niemczech redaktor "Echa Ślonskiego", Bruno Nieszporek. Z wykształcenia chemik, wspieranie sprawy śląskiej łączy z uprawianiem publicystyki historycznej. Jak uważa, historia najnowsza została gruntownie zafałszowana, za sprawą dominujących tendencji politycznych, czerpiących z przeszłości legitymizację dla swych dzialań. Jedną z nich - wypaczającą ogląd dziejów Śląska - jest działalność nacjonalizmów: niemieckiego oraz polskiego, zwłaszcza jednak tego ostatniego. Drugą - swego rodzaju spisek państw i narodów uczestniczących w wielkich konfliktach z Niemcami, których widownią była pierwsza połowa ubiegłego stulecia. Nie zadowoliwszy się militarnym pokonaniem przeciwnika, ukarały go dodatkowo poprzez danie sankcji nacjonalistycznym dążeniom wschodnich sąsiadów Niemiec, przede wszystkim Polski, a także upokorzyły poprzez narzucenie własnej wizji zdarzeń, zakłamanej i jednostronnej. Prawda - jak wskazuje Nieszporek - przedstawia się bowiem inaczej.
I tak, zohydzane przez propagandę aliantów Prusy w rzeczywistości były kwitnącym państwem, którego polityka wewnętrzna mogłaby służyć jako przykład tolerancji i równego traktowania obywateli. Na losach Prus fatalnie zaważył nacjonalizm - także niemiecki - przede wszystkim jednak zawiniły dążenia narodowe sąsiadujących z Niemcami narodów. Przykładowo, działalność pruskiej Komisji Kolonizacyjnej w Wielkopolsce była odpowiedzią na ekspansję polskiego osadnictwa, wspieranego szowinizmem i typowym dla polskiej mentalności hołdowaniem zasadzie "wszysko albo nic". Podobnie piętnowana przez Polaków Hakata była jedynie żywiołową odpowiedzią niemieckiej ludności na faktycznie dokonujący się proces polonizacji dzielnicy20...
Przy tak ściśle sprecyzowanym punkcie widzenia autora nie dziwi, że jego poglądy w innych kwestiach przedstawiają się równie jednoznacznie. Wielce interesująco brzmią wywody na temat genezy obu wojen światowych. W trakcie lektury trudno oprzeć się wrażeniu, że w gruncie rzeczy obie stanowiły efekt spisku wrogów Rzeszy. W przypadku pierwszej wojny światowej brak podstaw do obarczania szczególną odpowiedzialnością Niemiec wynika zdaniem autora po prostu z tego, że krąg winnych był szerszy, obejmując wszystkie mocarstwa. Zawinili więc wszyscy, a nie jedno państwo; w szczególności Rosja, która sprowokowała Niemcy poprzez pochopne ogłoszenie w roku 1914 mobilizacji. Drugim wielkim winnym była Wielka Brytania. Kierując się zazdrością z powodu "pozytywnego rozwoju państwa niemieckiego" zaangażowała się w politykę okrążania Niemiec21; co w połączeniu z intensywnymi zbrojeniami Rosji stanowiło nie do zniesienia groĽbę dla Niemiec. Poczynania te zaowocowały czteroletnią rzezią, zakończoną podyktowaniem Niemcom krzywdzących warunków pokoju22, kłamliwie uzasadnianych winą Niemiec. Postanowienia wersalskie uruchomily w konsekwencji spiralę rewizjonizmu i odwetu.
W logice zawinionych przez wrogów Niemiec wydarzeń mieściło się także pojawienie się Hitlera i wszystko, co nastąpiło potem. Znamienne, że wymieniając argumenty dowodzące wadliwości rozstrzygnięć wersalskich nie zawahał się autor przed wyzyskaniem w tym kontekscie cytowanych w obszernych fragmentach enuncjacji Hitlera - pochodzących z Mein Kampf oraz przemówień z lat 1933 i 194523. Przytaczanie - w tonie niedwuznacznie aprobatywnym - argumentacji Hitlera niewątpliwie uznać można za miarę zacietrzewienia autora. Generalnie bowiem stara się on bardzo, aby utrzymać swoje wywody o obrębie kanonów politycznej poprawności, potępienia nacjonalizmu itp. Niekiedy wszakże ponosi go temperament i hamulce przestają działać.
Widać to wyraĽnie w sposobie ujęcia innego pasjonującego autora, gruntownie zafałszowanego jego zdaniem problemu - odpowiedzialności za kolejną wojnę światową. Zasadniczo sprowadza go do indywidualnej winy 2 osób, Hitlera i Stalina24, ale zaznacza, że, że swoją cegiełkę dorzuciły także oba państwa anglosaskie, zwłaszcza Stany Zjednoczone. Konstatacja "współwiny" USA za wybuch II wojny światowej, stopniowo rozwijana, prowadzi autora do interesujących konkluzji, zasadniczo zmieniających środek ciężkości całej koncepcji. W kolejnych tekstach to prezydent Roosevelt urasta do roli głównego winnego; europejscy zaś dyktatorzy zostają zdegradowani do roli marionetek, agresywnych, to prawda, ale zbyt prymitywnych, by nie wpaść w pułapkę zastawioną przez wytrawniejszego gracza.
Zgodnie z sugestią Nieszporka, do wojny pchać miały Roosevelta względy polityki wewnętrznej, związane ze spadkiem jego popularności na skutek "galopującego kryzysu gospodarczego", a także poduszczeń "pewnych kół politycznych". W dalszej części wywodu autor wyjaśnia, o kogo chodzi. Zawinili Żydzi. "Od momentu nocy kryształowej - pisze Nieszporek - (...) na Roosevelta był dodatkowo wywierany nacisk ze strony kręgów żydowskich, które żądały prowadzenia polityki dalszego zaostrzania stosunków z Niemcami. Ten nacisk wywodził się szczególnie od żydowskich członków amerykańskiej administracji rzędowej, w tym od Morgenthaua, tak że śledzący wydarzenia mieli wrażenie, <<że każdy amerykański Żyd dąży do wojny>>"25.
Prócz Żydów, do wybuchu wojny przyczynili się naturalnie także Polacy, ze swoimi wielkomocarstwowymi ciągotami i niechęcią do Niemiec. "Właściwą przyczyną wybuchu wojny - poucza autor - było oparcie się polskiego ministra spraw zagranicznych o zachód, który dokonany został pod wpływem amerykańskim i francuskim"26. W dalszym ciągu wywodu rozwija autor swoją myśl szerzej. "Nawet - pisze - jeżeli Roosevelt w roku 1938/39 nie zareagowałby, Hitler napadłby prędzej czy póĽniej na Polskę czy Francję, i nic by go więcej nie powstrzymało. Jeżeli na te sprawy tak się patrzy, wtedy wydaje się ta amerykańsko-angielsko-francusko-polska konstelacja jako nie tylko usprawiedliwiona, lecz i jako potrzebny akt politycznej obrony. Lecz na te sprawy można też patrzeć inaczej: To właśnie amerykański prezydent Roosevelt poruszył ugrzęzłą w roku 1938/39 europejską sytuację polityczną. To Roosevelt nieoficjalnie obiecał zachodnim demokracjom, że Ameryka w potrzebie pomoże swoimi nieograniczonymi rezerwami, dodawał odwagi do zajmowania bardziej twardego stanowiska wobec Hitlera i równocześnie wywierał na nie presję, aby od razu tego dokonali. Także Roosevelt zmusił Hitlera do działania przez prowadzenie polityki kwarantanny, którą umiejętnie wsparł propagandowo"27. W innym tekscie wytyka autor Rooseveltowi, że "(...) wmieszał się (...) w sprawę Gdańska, przy czym wyraĽnie zaznaczył swoje opozycyjne stanowisko w stosunku do wszystkich prób pokojowego porozumienia. Żaden inny prezydent USA nie wywierał w przeszłości na państwa Europy podobnego nacisku i nie próbował doprowadzić do wybuchu zbrojnego konfliktu"28.
Jak widać, winnym wybuchu konfliktu jest nie tylko napastnik, ale i napadnięty. Gdyby się bowiem nie bronił, a zwłaszcza gdyby nie znalazł sojuszników, pokój nie zostałby poważniej zagrożony. Zmieniona optyka pociąga za sobą propozycje odczytania na nowo traumatycznych wydarzeń pierwszej polowy XX stulecia. Konieczne jest - sugeruje Nieszporek - pełniejsze dostrzeżenie złowrogiej roli USA - jedynego państwa, które wyszło zwycięsko z konfrontacji politycznych XX stulecia, a także bardziej sprawiedliwe osądzenie Niemiec, jednostronnie postrzeganych dotąd jako główny burzyciel międzynarodowego ładu29.
Motyw niemieckiej krzywdy wyciska swoje piętno i na obrazie dziejów Niemiec po wojnie. Ponownie - jak w Wersalu - obarczone odpowiedzialnością za wywołanie wojny i oskarżone o zbrodnie wojenne, Niemcy zostają okrojone terytorialnie30, a w dodatku ich cywilna ludność pada ofiarą zemsty zwycięzców. Nie dość na tym, że 15 milionów Niemców zostaje zmuszonych do opuszczenia ziem rodzinnych, to ponad 9 milionów ginie z głodu. Stało się to już po zakończeniu wojny i dokonało przy zgodnym współdziałaniu wszystkich aliantów, również państw zachodnich. "Motywem tej polityki - wskazuje autor - była próba dokonania zemsty na masie niemieckiej ludności cywilnej, która oparta została o przyjęty przez prezydenta Stanów Zjednoczonych plan Morgenthau'a"31. Budując nastrój, autor nie poinformował o sytuacji aprowizacyjnej krajów sąsiadujących z Niemcami, ani o amerykańskiej pomocy żywnościowej dla Niemiec (Government Relief in Occupied Areas), nie zadał sobie też trudu oceny wiarygodności podanych liczb. Poinformował za to, że sprawcy sygnalizowanej przez niego zbrodni nadal żyją i znajdują się na wolności...
W kontekscie tych wywodów opinie Nieszporka na temat Polski nie powinny dziwić. W jego opisie jawi się ona jako pupil losu - beneficjant obu wojen światowych32 - a zarazem kliniczny przykład dyktowanej megalomianią agresywności. W niepohamowanej chciwości Polska rości pretensje do ziem, do których nie ma żadnego prawa. W równej mierze dotyczy to ziem zachodnich, gdzie Polacy osiągnęli większość drogą etnicznych czystek, jak i kresów wschodnich - gdzie stanowili zawsze mniejszość. Jako że Polska nie posiadała praw do kresów wschodnich, ich utrata nie daje jej żadnych podstaw do ubiegania się o rekompensatę na zachodzie33. Poza wątpliwym argumentem rekompensaty, Polska nie ma innych argumentów na rzecz swojej obecności na zachodzie, w szczególności na Śląsku. Nikt tu jej nie chciał. Tak zwane powstania śląskie robili nie Ślązacy, ale terroryzująca ich kadra oficerska i wojsko przerzucane z Polski pociągami pancernymi34. W okresie międzywojennym ofiarą polskiej zaborczości i polonizacyjnego zapału stały się wschodnie kresy oraz wschodnia część Śląska, po ostatniej zaś wojnie środki tej samej polityki stały się jeszcze bardziej brutalne. Stan rzeczy, jaki istnieje po roku 1989 trudno uznać za zadowalający, gdyż został on wytworzony w wyniku wcześniejszej polityki. Współczesne pokolenie Polaków tego nie widzi. Jak pisze autor: "Nadal praktykowane usprawiedliwianie przesunięć polsko-niemieckiej linii granicznej i z tym związanego, masowego wygnania Niemców także z Wrocławia, jest dowodem braku jakichkolwiek skrupułów moralnych i etycznych polskich elit politycznych, polskich historyków, polskiej klasy publicystycznej i przedstawicieli polskiego kościoła. W ten sposób - konkluduje - skompromitowana przytłaczająca część polskich elit narodowych straciła wiarygodność, jak też moralne prawo do upominania się o zachowanie w pamięci wymiaru tragedii losu własnego narodu, zgotowanego mu przez hitlerowskiego agresora". Konstatując uparty nacjonalizm polskich elit, zamyka autor swój tekst pytaniem, które brzmi jak pogróżka: "W jakiej formie należało by dać odpowieć na ten tradycyjny polski brak tolerancji i wrządzone przez niego na Śląsku skutki społeczne?"35.
Lektura tych tekstów budzi grozę. Niewątpliwie ich autor rozczytuje się w literaturze historycznej należącej do nurtu rewizjonistycznego, a enuncjacje starających się zdobyć medialny rozgłos publicystów oraz szczególnego rodzaju badaczy traktowane są przezeń w kategoriach wiekopomnych odkryć. Przede wszystkim jednak mamy do czynienia z wynurzeniami człowieka chorego z nienawiści, który uczynił sobie misję z zarażania nienawiścią innych ludzi. Polemika z nimi nie jest możliwa, zarówno biorąc pod uwagę obieg, w którym funkcjonują, jak i przyjętą przez autora metodę uwiarygadnienia swoich informacji, która sprowadza się do insynuowania oponentom złej woli. Trudno także przykładać do nich tę miarę, wedle której ocenia się publikacje historyczne.
Trudno przecież uciec od pytań o konsekwencje oddziaływania tego rodzaju publicystyki. Bruno Nieszporek nie jest bowiem w swoich poglądach ani izolowany, ani osamotniony. Jest członkiem Ruchu Autonomii Śląska, zabiera głos w zjazdach organizacji, gdzie bywa zapraszany jako delegat36, płody zaś jego pióra mogą liczyć na publikację na łamach "Jaskółki Śląskiej". Korzystając ze strony internetowej Ruchu Autonomii Śląska nietrudno trafić na opinie o wymowie jeszcze bardziej skrajnej. Dość zestawić pisarstwo historyczne Brunona Nieszporka z zamieszczanymi na łamach "Echa Śląska" tekstami Ewalda Bieni. Wielce pouczające byłoby także zapoznanie się z głosami dyskutantów, korzystających z otwartego przez RAŚ internetowego forum. Wyrazy oburzenia z powodu "zdradzieckigo napadu goroli na Slonskom Radiostacje w Gliwicach w siyrpniu 1939", prośby o informacje na temat "ruchu oporu" tworzonego po wojnie na bazie struktur Hitlerjugend i SA, kpinki z "polaczków w dobie PRL-u", deklaracje poparcia dla autonomii Śląska rozumianej nie jako rozwinięcie idei samorządu, ale w imię usamodzielnienia dzielnicy ("Bo życie w Polsce - kraju chamstwa mnie nie pociąga") - to tylko skromna próbka reprezentowanej tam, ludowej twórczości37. Pokazują one, jakie echa budzi propaganda separatystów i czego spodziewać się można, gdyby ruch się rozrósł i mógł przemówić pełnym głosem. Jaskółką tej przyszłości nie wydają się zawarte w oficjalnym programie ruchu zapowiedzi życia w harmonii i zgodzie wszystkich mieszkańców dzielnicy, ale właśnie agresywna propaganda ruchu, przeniknięta odmiennym duchem, niepokojąco bliskim publicystyce Nieszporka.
Jest smutnym paradoksem, że ruch aspirujący do reprezentowania kulturowej odrębności ludności Śląska najwyraĽniej nie jest w stanie wypracować w miarę spójnej wizji własnej historii, własnej, koncentrującej się na losach regionu, a nie narodów uważanych za obce, niebezpieczne dla śląskiej odrębności. Czy przejawem tejże odrębności jest tolerowanie na łamach "śląskich" mediów kultywowania historycznego rewizjonizmu w stylu Nieszporka? Czy tego rodzaju publicystyka wbrew deklarowanym nie wykazuje raczej na to, że na polsko-niemieckiem pograniczu kulturowym nie ma miejsca na rzeczywiście odrębny, śląski naród? Można ubolewać, że w próbach określenia własnego miejsca pomiędzy Polską a Niemcami nie tylko wypowiedziano się przeciw Polsce, ale także tyle wysiłku poświęcono rehabilitacji akurat tego, co w tradycji niemieckiej jest najbardziej odrażające i groĽne, także dla samych Niemiec.
Propaganda separatystów śląskich wiele miejsca poświęca piętnowaniu przejawów ucisku ze strony obecnego państwa polskiego - co wszakże nie ma uzasadnienia w kontekscie sygnalizowanych poczynań ruchu. Można raczej odnieść wrażenie, że jest on ciągle ignorowany. Z dostępnych informacji prasowych nie wynika na przykład, żeby w toczącej się przed trybunałem strasburskim rozprawie strona polska posłużyła się łatwo dostępnym materiałem, zawartym w enuncjacjach propagandowych środowiska. Jest to o tyle niezrozumiałe, że o ile istnienie - lub nieistnienie - narodu jest sprawą dyskusyjną, to brak zgody na dopuszczenie do życia publicznego środowisk ekstremistycznych budzi zdecydowanie mniej wątpliwości. Podobną ospałością charakteryzują się działania aparatu państwowego na terenie kraju, nie reagując ani na skierowane przeciw sobie enuncjacje, ani - w przypadku środowiska separatystów śląskich, a także reprezentantów mniejszości niemieckiej na Śląsku - na przejawy naruszeń powszechnie respektowanego tabu, dotyczącego stosunku do hitlerowskiego ludobójstwa. Oczywiście trudno mieć do państwa pretensje o powstrzymywanie się od sięgania po represje czy posługiwania naciskami, ale warto upominać się jasne reguły działania, czytelną politykę i równe traktowanie wszystkich obywateli. Opaska na oczach Temidy oznaczać winna bezstronność, a nie uderzanie na oślep. Jeśli w Opolu traci się pracę z powodu opublikowania tekstu publicystycznego o prohitlerowskiej wymowie, to chyba nie ma powodu, by tolerować podobne akcenty w Katowicach. Jak na przykład oceniać oficjalne stanowisko Ruchu Autonomii Śląska w kwestii inskrypcji umieszczanych na pomnikach poległych w armii niemieckiej w czasie ostatniej wojny? Czy rzeczywiście - zgodnie z wyjaśnieniem obecnego przewodniczącego ruchu, pracownika Uniwersytetu Śląskiego, określanie ich mianem bohaterów (nie zaś po prostu tragicznych ofiar) jest jedynie indywidualnym oddaniem czci ludziom wcielonym do wojska przemocą, pozbawionym zupełnie szerszych odniesień ideologicznych?38 Zarówno twórczość B.Nieszporka, jak E.Bieni39 jest łatwo dostępna ze stron internetowych RAŚ, jego władze zaś w ogóle nie sprawiają wrażenia zainteresowanych w zdystansowaniu się od zawartych w niej poglądów. Wszystko wskazuje na to, że póki nie odczują niedogodności takiego stanowiska, będą nadal starały się płynąć na wznoszonej coraz wyżej fali emocji. Chociaż brzmi to niesympatycznie, nikt tu nie wyręczy państwa.
Krzysztof Kawalec
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez danfoss dnia Nie 0:08, 10 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|